niedziela, 24 czerwca 2012

Po co komu wirówka do sałaty?

Nazbierało mi się trochę punktów na karcie w kerfurze i postanowiłam odebrać sobie za nie wirówkę do sałaty. Po przyjściu do domu okazało się jednak, że nie ma gdzie jej trzymać, bo wszystkie szafki już zajęte, i stała tak sobie w pudle z pół roku, na najwyższej półce regału w kuchni. Bo oczywiście, komu by się chciało, wyciągać z pudła wirówkę, żeby osuszyć do kanapek dwa oberwane z główki i umyte pod bieżącą wodą listki sałaty.


Jednakowoż teraz wirówka wiruje średnio raz na tydzień, a wszystko dzięki sałacie liściowej 'Red Bowl', którą wysiałam w kwietniu. Zużyłam tylko pół torebki nasion na jedną małą doniczkę, sadziłam potem takie maleństwa, prawie, że pincetką, w maju do gruntu. Podlewałam i plewiłam chwasty wokół, i już po 4 tygodniach obrywałam pierwsze listki. Teraz mam ogromne gniazda czerwonej sałaty, z których w dalszym ciągu obrywam po 1-2 dolnych listkach i nawet, jeśli nazbieram całą siatkę, nie ma śladu, że coś oberwałam. Sałata jest przepyszna, krucha i bez goryczki, wyczuwalnej w niektórych odmianach. Pięknie wygląda na grządce, ale jeszcze lepiej w sałatce.
Sałata liściowa 'Red Bowl'
A tak wygląda jeden listek sałaty 'Red Bowl'

A po co mi wirówka do sałaty? Teraz, kiedy obrywam tylko listki, a reszta główki cały czas rośnie w gruncie, myję od razu wszystkie zebrane liście i odwirowuję wodę. Sałatę przechowuję w woreczku w lodówce, jest świeża, krucha i zdrowa nawet przez tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz